1 października 2014

Pamiętasz o najważniejszym...?

Witajcie po dość długiej przerwie.
Dziś będzie inaczej niż zwykle, to co napiszę będzie bardzo osobiste ale chcę to napisać bo to bardzo ważne. Sama nigdzie o tym nie czytałam, może po prostu nie miałam szczęśćia znaleźć takiego wpisu nigdzie. Może komuś się przyda to co napiszę a jak nie to trudno ;)

Ale zacznę od początku. Gdzie byliśmy jak nas nie było?
W sumie to nigdzie ;)
Jak co roku zrobiliśmy sobie wakacyjną przerwę bo jak jest gorąco na dworze to się nie chce siedzieć i wymyślać zajęć stolikowych a tym bardziej ich realizować. Oli bawiła się na dworze, Mieszko znalazł upodobanie w przyrodzie i oglądał a później miętolił w rączkach listki i inne kwiatki.









Nie ma co ukrywać, ale moje wyobrażenia o nauce z dwójką dzieci sprzed ciąży rozmyły się dość szybko. Miało być tak pięknie, że podczas Mieszkowej drzemki Oli będzie pracowała (jeszcze zanim się zrobił upał na dworze) ze mną w spokoju i będziemy sobie realizować jakiś tam mój plan. A jak jest? Mieszko jest o wiele bardziej żywiołowym i wymagającym dzieckiem niż była Oliwka. Jego drzemki to maksymalnie 40min (raz na kilka dni zdarzy mu się spać 2 godziny ale nigdy nie wiem kiedy to będzie). Śpi jak mały zając na miedzy. Życie zweryfikowało moje plany i okazało się że tak się nie da. Przynajmniej na początku, teraz jakoś z tego wychodzimy. Mieszko to bardzo specyficzny chłopaczek. Nie lubi spać na plecach (od urodzenia na brzuszku), nie lubi jeździć we wózku (jedyna dopuszczalna pozycja to na brzuchu w gondoli i budka musi być zdjęta żeby mógł wszystko oglądać - no cóż, jest sensacją na ulicy) w chuście też czuje się nieszczęśliwy jeśli jest zamotany dłużej niż 10-15min.



Zaraz po porodzie dałam nam czas na odnalezienie się w nowej sytuacji i zakładałam 2 góra 3 miesiące przerwy w pracy z Oli. Jednak powrtót do tego co było nie był możliwy i trwało to coraz dłużej. Miałam wyrzuty sumienia, ale trochę je usprawiedliwiałam tym że pracowałyśmy praktycznie do samego rozwiązania ciąży. Jednak w pewnym momencie czułam się tak bardzo sfrustrowana tym że chcę coś Oliwce zorganizować i widzę że ona chce się uczyć ale nie ma jak że popadłam w pewnego rodzaju niemoc. Nie mogłam siedzieć przy komputerze, nie mogłam nic wymyśłić, nic zrobić... po prostu nic! Okropny stan psychiczny i fizyczny o którego istnieniu nie miałam pojęcia. Im bardziej chciałam tym bardziej nie mogłam nic zrobić i najgorsze było to że trwało to nawet wtedy gdy już Mieszko trochę dał mi luzu. Po przeczytaniu tych wszystkich książek o edukacji dziecka, o wspieraniu rozwoju wiedziałam że każda mijająca minuta to stracony czas, czas w którym moje dzieci mogą się tak wiele nauczyć, w ciągu której mogę tak wiele z nimi zrobić. Jest tyle sfer do rozwijania, tyle do stymulowania i edukowania... za dużo. Pewnie to było jakieś przemęczenie psychiczne i fizyczne, za dużo chciałam na raz, chciałam wrócić do naszego starego sprawdzonego rytmu dnia? Nie wiem.

W pewnym sensie rozwiązaniem okazał się wyjazd na wakacje, zmiana otoczenia, rozmowy z bliskimi i spojrzenie na problem z ich perspektywy. Czasem dobrze jest podzielić się z kimś swoimi wątpliwościami czy problemami bo można dzięku temu spojrzeć na wszystko z innej perspektywy.



Zdumiewające jest to że dzięki tym rozmowom uświadomiłam sobie coś o czym nie pomyślałam i sama nie wpadłabym na to. W tym wszystkim nie chcodziło o brak czasu, o blokadę psychiczną czy jeszcze coś innego... chodziło o mnie. Zapomniałam o sobie. Tyle czasu ile mam Oliwkę mój świat kręci się tylko wokół niej. Wiem, że każy rodzic tak mówi, ale życiowy start Oliwki był bardzo ciężki a wręcz dramatyczny więc wszystkie moje (i nie tylko) siły i myśli były przy niej. Później gdy wróciliśmy do domu walka trwała dalej, tym razem o to żeby wyprowadzić ją z zaległości rozwojowych. W międzyczasie byłam cała dla niej żeby nabrała pewności, żeby poczuła się bezpiecznie i żeby emocjonalnie ją wyprowadzić na prosto. Myślę że się udało. Edukowanie jej sprawiało (i nadal sprawia) mi tyle radości że nie odczuwałam potrzeby np wychodzenia gdzieś samej czy w ogóle zostawiania Oliwki np z moją mamą. To tak trwało i trwało.

Kiedy urodził się Mieszko i wszystko zaczęło się układać inaczej niż mi się wydawało poczułam się przytłoczona i myślę że coś pękło we mnie i do głosu doszły moje potrzeby. Potrzeby tego aby odsapnąć od codzienności (choć na chwilę) żeby naładować akumulatory, zrobić plan na swój rozwój i zadbać o swoje potrzeby. Tego mi było trzeba! Kiedy doszłam do tego (a trochę to trwało i wymagało wielokrotnego przemyślenia) wszelkie blokady puściły, nabrałam siły i pewności w działaniu. Mieszko okazał się trochę wydorośleć, przeszły mu kolki, ząbki się wrżnęły i mogłam zacząć działać. Albo raczej planować :) W ramach dbania o siebie i o swoje potrzeby uruchamiam powoli swoją mini działalność zarobkową, związaną z  temetem okołodziecięcym bo jak inaczej? ;P Mam nadzieję że już wkróce będę miała się czym pochwalić :)



Musiałam sobie ustalić priorytety odnośnie tego co chcę w dzieciach stymulować bo o wszystko sama nie jestem w stanie zadbać. Przestałam kupować poradniki dotyczące rozwoju dzieci bo i tak na półce leży stos nieprzeczytanych... zmieniłam dietę przez co zmieniło się moje samopoczucie (nie, nie jadłam samych fast foodów ;) okazało się że bardzo szkodzi mi gluten i jestem przez niego wiecznie zmęczona i boli mnie głowa).

Zaplanowałam edukację dla Mieszka i dla Oliwki. Od września ruszyliśmy z naszym domowym programem nauczania o którym napiszę innym razem. Powoli wdrażamy go w życie.



Gdzieś w międzyczasie pojawiły się u nas rozmowy o przedszkolu dla Oliwki. Byłam przeciwna temu pomysłowi ale Oli wykazała duże zainteresowanie tym tematem i bardzo chciała więc zapisaliśmy ją do małego, kameralnego przedszkola. Małe grupy, świetne opinie i co najważniejsze cudowna i ciepła przedszkolanka ze znajomością Montessori (choć samo przedszkole nie jest MM). Oli jest zapisana na 5 godzin ale dłużej niż 4 jeszcze nie była. Na początku zostawała bardzo chętnie, później był płacz a teraz znowu chętnie chodzi choć zawsze jest jej smutno bo jak mówi 'ciebie mamo tam nie ma'.
Zobaczymy jak to będzie z tym przedszkolem. Mam nadzieję że trochę pochodzi, choć teraz musi swoje odchorować... tak jak wcześniej wcale nie chorowała tak teraz infekcja za infekcją ;/ Uroki przedszkola.

A mi się marzy dla niej ed. Przeżyłabym zerówkę w tej placówce ale nie wyobrażam jej sobie w pierwszej klasie... zwłaszcza że już za rok będzie objęta obowiązkiem szkolnym.

Morał? Trzeba zadbać najpierw o siebie żeby móc się zatroszczyć o innych. Banał, wiem i wcześniej też niby wiedziałam ale najgorsze jest to żeby zauważyć to że się tego potrzebuje dla siebie :)


P.S. Chwilowo mamy szpital w domu. Oli chora, Mieszko chory i mnie też coś rozkłada ale napisałam co planowałam i teraz będę nadrabiać zalelości w pisaniu tutaj.
Tęskniłam za Wami, no!

P.S. 2 Wszystkich którym nie odpisałam na maile bardzo przepraszam, mam nadzieję że uda mi się wszystko nadrobić wcześniej niż później a w razie czego proszę się przypomnieć :)



xxx true xxx

16 komentarzy:

  1. Oj, jak bym czytała o sobie ;) tylko, że ja mam 2 takich łobuziaków ;) od 21 miesięcy i 6 - latkę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba sporo matek tak ma, szkoda że tak mało o tym piszemy. Ślę pozytywne wibracje o oby takie stany nas nie dopadały ;)
      pozdrawiam ciepło

      Usuń
  2. Milo Cie poczytac po tak dlugiej przerwie :)
    Sporo sie u Was dzialo przez te kilka miesiecy....
    Gratuluje wlasnego biznesu i odnalezienia siebie :)
    Zdrowia dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      To jeszcze żaden biznes ;) na razie pomysł i powolne stawianie w sieci, zobaczymy co z tego wyjdzie :)
      Sciskam mocno

      Usuń
  3. Cieszę się, ze się znów odzywasz :)
    I że okazałaś się "normalną" matką i człowiekiem "z krwi i kości", bo przyznam, że nie raz niemal popadałam we frustrację widząc jakie cuda przygotowujesz dla Oliwki :P
    Mam nadzieję, że niedługo wrócicie choć częściowo do zabaw edukacyjnych, bo dla mnie jesteś prawdziwą skarbnicą pomysłów i inspiracji // Mieszko wydaje się charakterem przypominać Janka - jeśli ma główkę równie otwartą na świat, to myślę, że już bardzo niedługo :)//
    Powodzenia w przedszkolnych zmaganiach!
    A co do ed - zazdroszczę, ze możesz to w ogóle brać pod uwagę - myślę, że dla dziecka, szczególnie ze specjalnymi wymaganiami i/lub zolnościami to idealne rozwiązanie. Ja moge mieć tylko nadzieję, że odpowiednie podejście do prac domowych i nasze zajęcia pozalekcyjne wystarczą, żeby nie dał się systemowi wtoczyć w schemat :( //O "Bystrzakach" w tym kontekście już się nie będę rozpisywać, bo skrobnęłam kiedyś tu //
    Powodzenia na wszystkich frontach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, zapewniam że jestem prawdziwa ;) mam prawdziwy bałagan w domu i to bardzo często, prawdziwego lenia równie często i jeszcze prawdziwsze marzenia o ciszy i spokoju :D
      Ech... przy Mieszku muszę uczyć się wszystkiego na nowo bo on to nie moja spokojna i rosządna Oliwka tylko szogun jakiś ;) Jakby co to będę pamiętać do kogo udać się po poradę wychowawczą w sprawie małego indywidualisty :D

      Ed marzy mi się od dłuższego czasu, ale wiadomo żeby tak mogło się stać to trzeba poświęcić coś innego. Nie wiem czy wyjdzie czy nie... zobaczymy. Myślę że połowa sukcesu to nauczyciel który ewentualnie będzie uczył Janka, trzeba wybrać możliwie najlepiej. Wierzę że się uda i trzymam mocno kciuki.
      Racja, bystrzaki dla trochę starszych dzieci... ja tylko przejrzałam tą książkę bo to jedna z tych co leży na półce i czeka ;)
      Ściskam Was mocno

      Usuń
  4. Aniu, bardzo dobrze, ze o tym napisalas! Mysle, ze to spotyka wiele/wielu z nas, takie zmeczenie materialu. W internecie wszystko pieknie wyglada, ale rzeczywistosc bywa troche mniej kolorowa ;-) Fajnie, ze juz doszlas do siebie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Wszędzie jak się czyta to wszystko ładnie i pięknie a praktycznie nikt albo niewiele osób pisze o tym co trudne i nieprzyjemne. Dlatego właśnie chciałam to napisać, jak się zaczyna mówić o czymś to się okazuje że wiele osób to przechodzi.
      ściskam mocno

      Usuń
  5. Ale się ucieszyłam, jak zobaczyłam, że nowy post u Was :), super, że wracacie. Aniu ja się "wychowałam" na Twoim blogu i dojrzałam do wczesnej edukacji ;).
    "Wypalenie" dotknęło (też okres wakacyjny) i mnie - zwłaszcza w czytaniu globalnym. Powoli ruszamy dalej, ale tak się nam trochę ślimaczy. I też mnie dotknęło poczucie , że "marnuję" zdolności dziecięce. Ale trzeba wrzucić na luz, dzieciom przede wszystkim potrzebna jest bliskość rodziców. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mi się miło zrobiło po tym co napisałaś! Dziękuję :)
      Masz, rację. Trzeba wrzucić na luz bo dzieciakom najbardziej potrzeba bliskości i uśmiechniętego rodzica. To jest najważniejsze a cała reszta to miły dodatek.
      Również pozdrawiam i ściskam mocno

      Usuń
  6. Cześć! Mi po urodzeniu Róży bardzo pomogło chodzenie raz w tygodniu z nią na grupę zabawową. Poznałam trochę innych mam z okolicy i teraz same się spotykamy w domach albo na placu zabaw z dziećmi, a raz na miesiąc, dwa idziemy same do kina. Wciągnęłam je też częściowo we wczesną edukację:-)
    Czasami też uda mi się zgadać z mamami kolegów Stasia z klasy, żeby wyskoczyć np. po zebraniu do kawiarni.
    Odnośnie pasji i zainteresowań, to z kolei, żeby się odstresować lubię układać puzzle 1000 elementów minimum:-) czasami chłopacy się przyłączą... Albo obejrzeć filmy popularno-naukowe, kiedyś o kosmosie albo "zakazanej" archeologii a aktualnie o fizyce kwantowej mnie temat bardzo wciągnął:-)))
    A jeszcze też bardzo lubię połączyć edukację z "wyrwaniem się" wybierając się na różne "poczytanki" (najczęściej już dla dzieci od 3-4 lat są). Wybudowali nam na "wsi" dom kultury, więc nawet częściej na miejscu coś jest, bo w wakacje do Poznania dużo na takie rzeczy jeździliśmy.
    Aha, jeszcze z wiekiem chłopaków nasza domowa edukacja trochę też się zmieniła, tzn. Różę nadal uczę tak, jak kiedyś chłopaków, ale u Stasia już skupiłam się na tych rzeczach, w których jest najlepszy (matematyka, języki), a do tego ma dużo swoich zainteresowań: szachy, lego, taniec itp. Z Emilem z kolei jakoś za bardzo nie potrafię się uczyć, więc mu po prostu czytam i dużo z nim wychodzę: do teatru, na poczytanki, na różne zajęcia dodatkowe, które bardzo lubi (chcę, żeby wielu rzeczy spróbował - na co tylko ma ochotę, żeby też mógł odnaleźć własną pasję).
    W szkole i przedszkole oczywiście czasem są perturbacje, ale generalnie, dopóki jest fajny wychowawca i fajne dzieci w klasie, to jest ok.
    Trzymam za was kciuki i życzę powrotu do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć Marto!
      hihi nasze wioski chyba sie różnią rozmiarami ;/ u mnie niewiele się dzieje a wyjazd do Poznania to prawdziwa wyprawa ;/ Ale przypomniałaś mi o bibliotece. Kiedyś u nas były jakieś czytania i muszę się zainteresować czy nadal są.
      Masz racje, że fajnie jest urwać się z innymi mamami i bardzo byłoby fajnie. Może uda mi się w Oliwkowym przedszkolu kogoś wyciągnąć na kawę :) Takie odstresowanie jest potrzebne chociaż raz na jakiś czas! Filmik o zakazanej archeologii mnie zaintrygował, koniecznie muszę sprawdzić!
      Dzięki Ci Marto za inspiracje. Z resztą bardzo często inspiruję się Twoimi wpisami :) czasem wracam do tego co kiedyś pisałaś.
      Pozdrawiam ciepło i ściskam mocno

      Usuń
  7. Cieszę się, że wróciłaś!! będę zaglądać:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam, ja rówież poczułam ostatnio bezradność, miałam tyle planów na prace z moimi dziewczynkami, myślałam, że mój maluszek będzie chciał więcej spać w ciągu dnia, a jak na razie chciałby abym go nosiła non stop. Dziewczynki wracają z przedszkola i widzą go cały czas w moich rękach, Kornelia robi się coraz bardziej zazdrosna, chciałaby abym poświęcała jej więcej czasu, staram się robić z nimi coś ciekawego, ale na szykowanie materiałów nie mam wogóle czasu, zmęczenie bierze górę. Miło przeczytać, że inne mamy też to czują, w grupie raźniej ;-) Pozdrawaim Cię serdecznie i życzę sił i czasu na znalezienie siebie.Ja na razie próbuję znaleźć się w nowej sytuacji. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, święta racja że w grupie raźniej :) też mi trochę lżej jak czytam że nie tylko ja takie złe dni miewam. U nas to samo z maluchem i czasu kompletnie brak na materiały ale dzieci rosną i może z tego wyrosną :D
      Również pozdrawiam i przesyłam pozytywne wibracje

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
 

Mummy and the Tot Copyright © 2012 Cookiez is Designed by Bread Machine Reviews | by Blogger Templates | modified by Vent